Zdjęcie zostało wykonane podczas Finału Polskiej Ligii Kettlebell w Nidzicy. Jednak nie o tym gdzie i kiedy zostało wykonane zdjęcie, a o tym co przedstawia będzie traktował ten wpis. Pomyślałem sobie, że popełnię kilka słów na temat tego co zwykłego człowieka – jak mnie – motywuje do działania. Mam tu na myśli czysto sportowe działanie, bez – daj Boże – wdawania się w sens ludzkiego bytu w stylu „jak żyć?”.
Kiedy loguje się do internetów, to z całą właściwą mu siłą dowiaduję się, że trening to walka, to łzy, pot i inne wydzieliny. Ale! Myślę, że większość z osób, które to czyta wie, co czasem czuje się w trudnych chwilach. Kiedy musisz zrobić coś na co nie masz siły, ba!, nie masz nawet wizji! A oddech rozrywa płuca jak wytrawny chirurg. I o to chodzi, że czasem krew, pot, łzy i wspomniane wydzieliny nie wystarczają… Nie pomaga kolega, który mówi „dźwigaj to!, bierz to w górę!”. Kolega, który wie i który rozumie co to wszystko znaczy. Ale czasem nawet to nie pomaga. Przegrywasz i w tej właśnie chwili stajesz się dla siebie samego największym przegranym świata. Ale czas leczy rany mówią. Wrócę silniejszy mówią.
Niby nic z tego nie wynika. A jednak. Wiesz czym jest rywalizacja? Wiesz czym jest sportowa złość? Ja wiem na pewno, że mają wspólny mianownik – szacunek. Z jednej strony do samego siebie, z drugiej do przeciwnika. Gdy z kimś rywalizujesz, to wiedz, że stajesz na przeciw człowieka, który podobnie jak Ty, spędził setki, tysiące wiecznych godzin, aby móc doświadczyć tego stanu. Stanu rywalizacji. I wiem też, że jeśli boisz się rywalizacji, to oznacza, że coś poszło nie tak. Wierzcie mi bądź nie ale to właśnie wasi rywale sprawiają, że wy stajecie się lepsi! Kiedy dzieje się coś złego, kiedy przegrywasz i musisz z pokorą opuścić głowę i ukłonić się lepszym, nie bój się głośno powiedzieć GRATULUJĘ. To jest właśnie szacunek dla siebie i dla przeciwnika. Ciesz się, ponieważ Twój przeciwnik właśnie pokazał Ci co musisz jeszcze poprawić, w czym musisz być lepszy. Szanuj go. Szanuj samego siebie. Nie bój się przegrywać. Wymagaj od siebie tyle ile jest to możliwe, bez gadaniny o 110% możliwości. To ma być 150, a nawet 200%. Powiem więcej. Nie ma czegoś takiego jak sportowy koniec świata. Bo nawet jeśli przegrasz, to wygrasz.
Pozdrawiam
Marcin Filipiak